Do Nicei przylecieliśmy dzień przed meczem. Przywitała nas
piękną pogodą, słońce, 30 st. I jeszcze te morze od, którego czuło się powiew
wiatru. Jest 5 największym miastem we
Francji i drugim najczęściej odwiedzanym. Niestety w porównaniu do „naszego” EURO
w 2012 roku atmosfera jest dużo mniej sportowa. Na mieście i na lotnisku kilka
plakatów reklamujących imprezę. W Nicei
były 2 strefy kibica. Jedna zlokalizowana niedaleko starego miasta ze
sceną i wielkim telebimem do oglądania meczu, otwierana tylko podczas zawodów.
Druga zaś na Promenadzie Anglików była otwarta cały czas. Tam można było
znaleźć oficjalny sklep UEFA EURO 2016, stoiska sponsorów a także wiele
atrakcji sportowych dla starszych i młodszych.
wejście do fan zony |
Trzeba to bardzo mocno
podkreślić: organizacja była FA TAL NA!!! Komunikacja miejska to jedna wielka
porażka. Wiecznie strajkowali. Na autobus trzeba było czekać nawet 40 minut! Na
dodatek na tymczasowym przystanku a nie jak to normalnie była na dworcu
autobusowym. Na wąskim chodniku z czasem
ludzie przestali się mieścić. Zaczęli wchodzić na ulicę by zatrzymać
jakikolwiek autobus. Jak już coś przyjechało to trzeba było czekać kolejne 20
minut aż wszyscy wejdą do autobusu przednimi drzwiami aby kupić lub skasować
bilet przy kierowcy. Większość przystanków wzdłuż Promenady Anglików było wtedy
na żądanie.
stadion pośród pól |
zaczynamy karnawał :) |
Jak ktoś nerwowo nie wytrzyma czekając na autobus to pozostaje
wezwanie taksówki. A to są bardzo wysokie koszty. Za kurs lotniska do centrum
miasta czyli jakieś 7 km zapłacimy 35 euro! Co ciekawe chyba za mniejszą kwotę
się nie ruszą z postoju. Wracając ze zwiedzania do naszego hotelu koło lotniska
czy właśnie około 7 km zapłaciliśmy ponad 37 euro. Przed ostatnim skrętem w
stronę hotelu na liczniku było raptem 17 euro. A pod drzwiami zrobiło się
37,10! Przez 500-600 m podskoczyło 20 euro. Jak to możliwe? Oczywiście już
wtedy kierowca zapomniał angielskiego i nie szło się z nim dogadać.
Jeśli chodzi o bezpieczeństwo i stan wyjątkowy jaki panuje
we Francji to nawet nie poczujemy tego. Na ulicach liczby policji takie jak na
meczach. Od czasu do czasu wrażenie mogła zrobić jadąca kolumna radiowozów na
stadion. Około 20 samochodów. Za to na lotnisku można pomyśleć, że coś się
dzieje gdy zobaczymy żołnierzy uzbrojonych po żeby w karabiny. W większości
były to drobne kobiety. Do strefy kibica wchodziło się przez bramki jak na
lotniskach.
Słuchając doniesień medialnych jak to jest niebezpiecznie w kraju i
jakie do nas czekają kontrole to przychodzi mi na myśl tylko to, że w mieście
jest mnóstwo tajniaków a informacje o kontrolach mają nas odstraszyć.
Stadion Stade de Nice (nazwa poza turniejem to Alianz Riveira) jest na odludziu. Blisko autostrady i rzeki VAR.
Jednak jest bardzo słabo skomunikowany. Z centrum na stadion dojeżdża tylko
linia 95 i to też nie pod sam stadion. My podczas Euro „ze względów
bezpieczeństwa” musieliśmy iść na piechotę ponad 2 km od przystanku
autobusowego na stadion. Dookoła same pola i gospodarstwa. Wszystko
zabezpieczone płotem by nie zdewastować
komuś posesji. Pojemność stadionu w czasie turnieju to 35 000. Polaków na meczu było około 10 tysięcy. Tyle Samo kibiców z Irlandii Północnej. Obie federacje dostały na mecz po 6 tysięcy wejściówek. Jednak patrząc na trybuny i fakt, że można kupić bilety poza federacją jednych i drugich było znacznie więcej. Drugie tyle myślę, że było w strefie kibica.
Na meczu panowała super przyjazna atmosfera. Żadnych burd i wulgaryzmów. Jednak po zakończeniu spotkania czekały na nas kolejne emocje. Powrót do hotelu. Wracaliśmy tą samą, wąską drogą wśród pól. Tyle, że teraz wszyscy wracali o tej samej porze. Ponad 20 tysięcy kibiców (bo z jednej części stadionu) ledwo się poruszało już jakiś 1 km od stadionu. Nagle wszyscy stajemy. Okazuje się, że to kolejka do... autobusów!!! Zero pomocy ze strony obsługi. Żaden autobus nie jechał przez dobre pół godziny. Autobusy kursowały na zmianę do centrum i na lotnisko. Na lotnisko 3 razy rzadziej. Nikt z obsługi nie mówił po angielsku. Tylko wolontariusze z UEFY ale ci byli tylko na stadionie. Irlandczycy słynący na co dzień z porządku nie wyobrażali sobie takiego bałaganu. Dochodziło nawet do sytuacji, że kibice z Wielkiej Brytanii kładli się na ulicy przed autobusem by tylko się zatrzymał i zabrał ich do miasta. Z pomocą jednego z policjantów dotarliśmy na przystanek z którego odjeżdżały autobusy w stronę lotniska. Około 21:30 odjechaliśmy autobusem do miasta.
Na koniec dnia czekała nas jeszcze jedna niespodzianka. Ze względu na burdy jakie miały miejsce dzień wcześniej w Marsylii, rząd Francji podjął decyzję o zakazie sprzedaży alkoholu dzień przed i w dniu meczu. Zakaz obejmował tzw. miejsca strategiczne czyli dworce, lotniska, okolice stadionów. Ciekawe co na to sponsorzy imprezy? :) Więc nici ze świętowania w lotniskowym barze. Ani na miejscu ani na wynos.
Tegoroczne EURO na pewno zostanie nam w pamięci. Z różnych względów, stan wyjątkowy w całym kraju, super stadion, kłopoty z komunikacją czy też piękne miejsca do obejrzenia w mieście poza meczami.
Na meczu panowała super przyjazna atmosfera. Żadnych burd i wulgaryzmów. Jednak po zakończeniu spotkania czekały na nas kolejne emocje. Powrót do hotelu. Wracaliśmy tą samą, wąską drogą wśród pól. Tyle, że teraz wszyscy wracali o tej samej porze. Ponad 20 tysięcy kibiców (bo z jednej części stadionu) ledwo się poruszało już jakiś 1 km od stadionu. Nagle wszyscy stajemy. Okazuje się, że to kolejka do... autobusów!!! Zero pomocy ze strony obsługi. Żaden autobus nie jechał przez dobre pół godziny. Autobusy kursowały na zmianę do centrum i na lotnisko. Na lotnisko 3 razy rzadziej. Nikt z obsługi nie mówił po angielsku. Tylko wolontariusze z UEFY ale ci byli tylko na stadionie. Irlandczycy słynący na co dzień z porządku nie wyobrażali sobie takiego bałaganu. Dochodziło nawet do sytuacji, że kibice z Wielkiej Brytanii kładli się na ulicy przed autobusem by tylko się zatrzymał i zabrał ich do miasta. Z pomocą jednego z policjantów dotarliśmy na przystanek z którego odjeżdżały autobusy w stronę lotniska. Około 21:30 odjechaliśmy autobusem do miasta.
Na koniec dnia czekała nas jeszcze jedna niespodzianka. Ze względu na burdy jakie miały miejsce dzień wcześniej w Marsylii, rząd Francji podjął decyzję o zakazie sprzedaży alkoholu dzień przed i w dniu meczu. Zakaz obejmował tzw. miejsca strategiczne czyli dworce, lotniska, okolice stadionów. Ciekawe co na to sponsorzy imprezy? :) Więc nici ze świętowania w lotniskowym barze. Ani na miejscu ani na wynos.
Tegoroczne EURO na pewno zostanie nam w pamięci. Z różnych względów, stan wyjątkowy w całym kraju, super stadion, kłopoty z komunikacją czy też piękne miejsca do obejrzenia w mieście poza meczami.
ach te powroty ;P |
port w Nicei |
stadionowe menu |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.